Fitoncydy – ochrona skuteczności terapeutycznej antybiotyków/
Fitoncides – protection of the therapeutic effectiveness of antibiotic
dr inż. Paulina Abramowicz-Pindor, AdiFeed Sp z o.o.
Prasa, media, plakaty, reklamy. Komunikaty o konieczności ochrony klimatu i środowiska, zdrowia ludzi i zwierząt, pojawiają się zewsząd. Oszczędzamy wodę, siejemy łąki kwietne dla pszczół, wspieramy schroniska dla zwierząt, zbieramy zużyte baterie, segregujemy śmieci. Czy to bardziej obowiązek, moda, czy potrzeba zrobienia czegoś dobrego dla Planety w mniejszym lub większym stopniu ulegamy trendowi. Nieustannie dokonujemy mniej lub bardziej świadomych wyborów, a to właśnie portfel klienta ma dziś największą moc sprawczą. Jak przysłowiowy Kowalski może uratować czyjeś życie będąc w hipermarkecie na cotygodniowych zakupach? Ta zależność nie zawsze jest widoczna.
Żywność na miarę XXI wieku.
Wiadomo już, że rola żywności, to nie tylko odżywianie. Lepsza żywność to lepsze zdrowie. Świadomi konsumenci, posiadając wiedzę na temat wpływu określonych produktów na prawdopodobieństwo wystąpienia lub rozwoju niektórych chorób np. nowotworów, chorób serca, cukrzycy, otyłości czy nietolerancji pokarmowych, coraz częściej wybierają produkty „wolne od…” np. laktozy, glutenu, etc.. Krótka etykieta bez dziesiątek składników, konserwantów, sztucznych barwników, aromatów to skuteczna „reklama” dobrego produktu. Mniej soli i cukru, składników niemal wszystkich, zarówno słonych, jak i słodkich produktów. Popularne na etykietach hasła: „GMO free” produktów wyprodukowanych bez użycia pasz modyfikowanych genetycznie, czy też „superfoods” bogate w związki mineralne, witaminy, NNKT, błonnik czy naturalne przeciwutleniacze, to już nie ekscentryczność i nisza, a rosnący rynek. Świadomy konsument zmęczony produktami o właściwościach jedynie uśmierzających głód dziś poszukuje odżywiania na poziomie komórki ciała. Inne poszukiwane właściwości to: korzystny wpływ na odporność, zintegrowanie jelit, opóźnienie procesów starzenia się organizmu, obniżenie ciśnienia krwi czy cholesterolu. Standardem w hipermarketach staje się także półka dla wegetarian, wegan czy flexitarian. Etykiety większości wyłożonych tam produktów wskazują jednak na wysoki stopień przetworzenia, co nie pozwala w pełni wykorzystać ich potencjału w wyścigu o zdrowie konsumenta. Na rynku dostępne są także produkty z białka owadziego, oraz tzw. „mięso z probówki”. Pierwsze budzi jeszcze obawę i niesmak konsumenta, choć gatunki larw owadów przeznaczonych do konsumpcji wyglądem niewiele odbiegają od popularnej krewetki. Z kolei proces hodowania tkanek in vitro na pożywkach wymaga zastosowania związków uniemożliwiających rozwój pleśni czy bakterii.
Mniej znaczy więcej.
Pozostają jeszcze dobrze już znane na rynku produkty ekologiczne. Mają one swoją niewątpliwą wartość, ale i cenę, którą coraz więcej konsumentów jest gotowa zapłacić. Jest to pewne rozwiązanie, niestety zastosowanie go na masową skalę nie jest możliwe. Odpowiedzią na miarę czasów są produkty rolnictwa zrównoważonego. Nie tak drogie jak ekologiczne lecz wpisujące się w trend ochrony klimatu oraz świadomego gospodarowania zasobami. Część firm na polskim rynku podpatrując bliższych i dalszych sąsiadów z zagranicy już podąża w tym kierunku. Produkty rolnictwa zrównoważonego to zarówno owoce oraz warzywa jak i produkty odzwierzęce: mięso, mleko, jaja. Zarówno sam proces produkcji jak i jego efekt finalny wraz z opakowaniem są oceniane pod względem wpływu na środowisko naturalne, ludzi oraz dobrostan zwierząt czy późniejszą utylizację odpadów, w tym opakowań. Nie bez znaczenia są dotąd marginalne dla klienta problemy np. transport produktu finalnego czy potrzebnych do jego wytworzenia surowców. Etykiety niektórych produktów dostępnych np. we Francji zawierają ślad węglowy przedstawiony w taki sam sposób, jak klasy energetyczne na urządzeniach AGD: od A do F. Co ciekawe, niedługo po wprowadzeniu takiego rodzaju oznakowania produktów, te, posiadające symbol „F” zaczęły znikać z półek ciesząc się mniejszą popularnością wśród klientów. To bez wątpienia nowy poziom świadomości konsumenta, z którym rynek się konfrontuje. Wymagający klient przestudiuje wszystkie czynniki dokładnie, lecz pogoń za złotym środkiem może być dosyć wyczerpująca. Statystyczny konsument poświęca ok 1 sekundy na wybór danego asortymentu produktu spośród innych na półce. Co stanowi tu klucz do sukcesu?
TRANSPARENCY
Christopher Pelletier na konferencji FeedInfo Americas w Miami w 2019 roku wspomniał o problemie, który mimo upływu czasu nie stracił na znaczeniu. Termin z języka angielskiego „transparency” można tłumaczyć w zależności od kontekstu jako przejrzystość, czytelność ale w ujęciu przedstawionym powyżej bliższy jest uczciwości. Jeśli producent przedstawi uczciwie historię swojego produktu od początku do końca, ma szansę spotkać się z aprobatą konsumenta. Już dziś jest to wyróżnikiem wielu produktów na rynku w Wielkiej Brytanii, USA, Francji. Tego dziś konsument oczekuje. Chce dowiedzieć się skąd pochodzi schab, który właśnie kupił. Interesuje go jak został on wyprodukowany tzn. co jadło zwierzę, w jakich warunkach przebywało, czy miało zapewniony dobrostan, czy nie przemierzyło „pół świata”, żeby dotrzeć na półkę sklepową. Jeśli pytania konsumenta spotkają się z jasną, rzetelną odpowiedzią pojawia się zaufanie do producenta, do marki, którą reprezentuje produkt. To są dziś wartości bezcenne. Oszukiwany klient, to niezadowolony klient, a jego niezadowolenie się generalizuje i osiąga czasem stadium irracjonalne. Popularne na etykietach enigmatyczne „E”, to w końcu także witamina i choć to duże uproszczenie, nie każdy konserwant musi być „zły”.
Mniejsze zło.
To samo dotyczy tzw. antybiotyków. Hasło: „ produkt bez antybiotyków” może być silnym magnesem dla potencjalnego klienta dbającego o zdrowie swojej rodziny lecz czy jest to zgodne z zasadą transparency? Co to dokładnie oznacza? Czy jest to zachowanie okresu karencji w produkcji zwierzęcej, czy może to zachowanie norm pozostałości środków przeciwdrobonoustrojowych w mięsie, czy też chów bez zastosowania żadnych antybiotyków tzw. „never ever”? Konsument raz wprowadzony w błąd nierzadko skreśli cały segment produktów. Edukacja na temat szkodliwości powszechnego nadużywania antybiotyków powoli przynosi oczekiwane rezultaty. Niezwykle medialna wizja 10 mln zgonów w 2050 roku spowodowanych lekoopornością mikroorganizmów dotarła do świadomości przeciętnego Kowalskiego bardziej niż jakikolwiek zakaz. Nie tylko zmniejszyła się presja wywierana na lekarzy pierwszego kontaktu, aby przepisał antybiotyk na prawdopodobne przeziębienie czy grypę, ale także wzrosło zainteresowanie profilaktyką, w tym metodami i środkami poprawiającymi odporność organizmu. Z drugiej strony także częściej stosujemy się do zaleceń lekarzy o nieprzerywaniu antybiotykoterapii w stanach infekcji bakteryjnych, a w procesie diagnozy domagamy się antybiogramu. Co jest niezwykle ważne w kontekście rosnącej lekooporności mikroorganizmów na stosowane chemioterapeutyki. Chętniej także, stosujemy preparaty witaminowo-mineralne oraz probiotyki i prebiotyki niezwykle istotne dla poprawy zdrowotności. Tego samego konsument dziś oczekuje od producenta żywności. Tymczasem nierzadką praktyka jest traktowanie warzyw środkami przeciwdrobnoustrojowymi, aby zapobiec ich przedwczesnemu gniciu, metafilaktyczne stosowanie antybiotyków u zdrowych zwierząt, aby zapobiec ewentualnej chorobie. Przedłużone stosowanie pasz medycznych w celu łatwiejszego przeprowadzenia zwierząt przez okres odsadzenia, użycie antybiotyków, aby zrekompensować zbyt dużą obsadę zwierząt i braki w środowisku ich bytowania. Co w ujęciu producenta jest mniejszym złem, dla konsumenta jest czerwoną kartką wyciągniętą w jego kierunku. Do niedawna, to kwestia finansowa uniemożliwiała kompromis. Dziś już wiemy, że jest to możliwe, ale środkiem do jego osiągnięcia nie mogą być rozwiązania siłowe.
Zakazy i nakazy.
W 2018 roku opublikowany został raport podający ranking popularnych w Stanach Zjednoczonych restauratorów uszeregowanych m.in. w zależności od poziomu zużycia środków przeciwdrobnoustrojowych. Był on konsekwencją opublikowania przez WHO nowego podziału środków przeciwdrobnoustrojowych i ich możliwego zastosowania (Ryc. 1).
Przystąpienie do programu było całkowicie dobrowolne i to sami restauratorzy deklarowali poziom, do którego dążą, co z kolei było kontrolowane i oceniane przez niezależną komisję. Na notę finalną w skali 1-100 składały się punkty uzyskane za: deklarację, jej realizację (w tym możliwe utracone punkty) i transparentność. Deklaracje popularnych marek różniły się znacznie: od braku stosowania hormonów, antybiotykowych stymulatorów wzrostu oraz ogólnie ujętych ważniejszych dla medycyny antybiotyków po brak stosowania β-agonistów czy karbadoxu i wypas pastwiskowy zwierząt. Wśród czołówki restauratorów z oceną „A” zgodność stanu faktycznego z deklaracją oceniono na 97% (ryc. 2).
Nacisk opinii publicznej był czynnikiem decydującym o udziale w programie, nie rozporządzenie czy nakaz. I choć można długo dyskutować o poziomie wiedzy przeciętnego obywatela USA na temat zwierząt gospodarskich czy uprawy roślin, amerykański konsument jest coraz bardziej świadomy wpływu żywności i sposobu jej produkcji na zdrowie swoje i swoich bliskich, kondycję Planety oraz dobrostan zwierząt. Co ważniejsze potrafi wymóc spełnienie swoich oczekiwań wobec żywności na poziomie restauracji. Tymczasem w Polsce zużycie antybiotyków wzrasta, w tym tych, z grupy krytycznie istotnych dla leczenia ludzi. Równolegle w krajach UE odnotowujemy tendencję odwrotną. Niektóre kraje, takie jak Holandia, zredukowały ich zużycie o połowę. Pomimo apelów „WHO”, „Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków”, czy zmian w regulacjach unijnych, Polska obrała kierunek przeciwny, oddalający produkcję zwierzęcą od zrównoważonego rolnictwa. Czy przeciętny konsument o tym wie kupując konwencjonalnie wyprodukowane mięsa? Z drugiej strony nadal niewielu producentów ma świadomość nadchodzących zmian prawa. 28 stycznia 2022r. wejdzie w życie rozporządzenie 6/2019 dotyczące leków weterynaryjnych oraz 4/2019 traktujące o paszach leczniczych. Antybiotyki dla zwierząt będą dostępne wyłącznie na receptę weterynaryjną, a ich ilość będzie ograniczona. Niektóre z dziś dostępnych dla leczenia zwierząt substancji staną się niedostępne, nawet na receptę. Metafilaktyczne i profilaktyczne stosowanie będzie znacząco ograniczone, nawet w przypadku dużego prawdopodobieństwa zachorowania zwierząt. Zakup pasz leczniczych zawierających odtąd tylko jedną klasę środków przeciwdrobnoustrojowych będzie możliwy po uzyskaniu recepty weterynaryjnej, a czas ich stosowania ograniczony do dwóch tygodni. Każdorazowo będzie monitorowane zużycie tych chemioterapeutyków u wszystkich gatunków zwierząt gospodarskich na szczeblu narodowym, a nie tylko ich sprzedaż (w trzodzie chlewnej pełna kontrola ma zostać wdrożona do 2024 roku). Produkty odzwierzęce pochodzące spoza UE będą podlegały tym samym restrykcjom. Nawet medycyna weterynaryjna zwierząt towarzyszących będzie w pełni zlustrowana w nieprzekraczalnym terminie 2030 roku. W myśl zasady „lepiej zapobiegać niż leczyć”, czy nie lepiej uprzedzić nakaz/ zakaz i zamiast wycofywać się pod ostrzałem, zrobić z niego swoją przewagę nad konkurencją? Już dziś pracować i wprowadzać nowe standardy, aby jutro nie gonić konkurencji? Dziś jeszcze jest wybór.
Obawy producentów.
W przeszłości istniały odpowiadające ówczesnej wiedzy uzasadnione powody stosowania antybiotykowych stymulatorów wzrostu i metafilaktyki. Wśród nich były:
- jakość wstawianych na tucz zwierząt, (stado mateczne/rodzicielskie, szczepienia, niska odporność),
- bioasekuracja (m.in. szkodniki), dobrostan (strs) i higiena zwierząt,
- obsada zwierząt (fermy wielkopowierzchniowe, skracane przerwy sanitarne, duża liczba cykli w ciągu roku),
- brak właściwej profilaktyki (zasiedlacze, prebiotyki i probiotyki, alternatywy dla antybiotyków),
- późne rozpoznanie z powodu ograniczonej liczby wizyt lekarza na fermie,
- odpowiednia próbka do analiz (czas i sposób pobrania, wielkość i rodzaj próbki, transport prób),
- niewłaściwe leczenie będące skutkiem niewłaściwego rozpoznania, brak antybiogramu, dawka/czas leczenia, lek po terminie, brak codziennej wnikliwej obserwacji,
- monitoring specyficznych chorób (woda, pasza – spożycie i mikotoksyny),
- niedokładne bilansowanie paszy,
- brak wiedzy i niska świadomość.
Część z nich jest nadal aktualna w przypadku wielu gospodarstw. Ale dziś powszechnie wiadomo, jaka jest cena takich rozwiązań i ich stosowanie nie może znajdować usprawiedliwienia. Zakaz stosowania antybiotykowych stymulatorów wzrostu nie może być kompensowany metafilaktyką. Dziś istnieją środki pozwalające zniwelować problemy chowu przemysłowego z ograniczeniem, a czasem nawet wyeliminowaniem stosowania antybiotyków. Wziąwszy pod uwagę fakt, że od co najmniej 2 dekad liczbę efektywnych nowoodkrytych/wytworzonych substancji czynnych o właściwościach przeciwdrobnoustrojowych, spełniających surowe kryteria wprowadzenia do obrotu można policzyć na palcach jednej ręki, nie będą one dostępne do leczenia zwierząt. Lekarz weterynarii będzie zmuszony używać jedynie środków dostępnych, a obserwując zmiany w prawie z roku na rok, będzie ich coraz mniej. Tym ważniejsze jest, by zachować ich efektywność na dłużej. Brak skuteczności podjętej terapii to ogromne koszty, a całkowita rezygnacja z antybiotyków w chowie zwierzą nie jest możliwa. Cenniejsze, niż kiedykolwiek jest dziś zrównoważone podejście do chowu zwierząt łączące wiedzę z wielu dziedzin. W USA powstał segment coachingu obejmujący praktyki zrównoważonego rolnictwa, w tym chowu i hodowli zwierząt. Usługi takie są dostępne dla producentów rolnych i branża coraz chętniej z nich korzysta. W Polsce funkcjonują Ośrodki Doradztwa Rolniczego Bardziej, istnieje także przestrzeń dla podmiotów prywatnych szczegółowo analizujących każdy przypadek i wszelkie możliwości usprawnień doradzających rolnikom, choć dziś wydaje się być zawężona do pozyskania dopłat unijnych.
Z hektara i z metra kwadratowego.
Niewątpliwie nadchodzi rewolucja nie tylko w branży rolniczej jako takiej, ale nawet w sposobie jego postrzegania. Zrównoważenie wymaga informacji i dużej precyzji. Konsument skłonny zapłacić za produkt porównywalny w pewnym stopniu z ekologicznym, a tańszy nawet o 20% jest w stanie zapłacić za tę zmianę. Czy producent rolny wie jak ją przeprowadzić? Dotychczasowe postrzeganie opłacalności produkcji poprzez plon z hektara/uzysk mięsa z m2 ugruntowało się w świadomości producentów rolnych. Jeśli jednak producent ma stracić na ilości wskutek wprowadzonych ulepszeń na rzecz, zarówno konsumenta, jak i Planety, nie może być jedynym ogniwem, które poniesie koszty tej transformacji. Za surowce pochodzące z rolnictwa zrównoważonego producent powinien otrzymać wyższą zapłatę, z kolei koszty samego wdrożenia nie będą tak duże, jak w przypadku rolnictwa ekologicznego. W procesie zwiększania skali przedsięwzięcia pomogą też zmiany dofinansowania rolnictwa na poziomie UE, które już częściowo zostały wprowadzone. Przykładem może być „Zielony ład”. Takie podejście zmotywuje środowisko do aktywnego poszukiwania wiedzy o zrównoważonym rolnictwie i jej wdrażania w produkcję.
Co AdiFeed wnosi do zrównoważonego rolnictwa?
Wraz z zakazem stosowania antybiotykowych stymulatorów wzrostu (ASW) pojawiło się pytanie o alternatywy. Rynek zaoferował wiele rozwiązań i ich kompozycji (eubiotyków), w tym: preparaty drożdżowe i bakteryjne, enzymy, średniołańcuchowe kwasy tłuszczowe, olejki eteryczne i fitobiotyki. Wiele z nich z powodzeniem można stosować w żywieniu zwierząt. Produkty fitogeniczne firmy AdiFeed są obecne na rynku od prawie 15 lat. Za doświadczeniem kryje się praca zespołu naukowców reprezentujących wiele dziedzin: weterynarię, zootechnikę, biologię, botanikę i chemię. Współpraca z niezależnymi ośrodkami naukowymi i instytutami pozwoliła lepiej zrozumieć mechanizmy działania fitoncydów – substancji pozyskiwanych z roślin wyższych o działaniu przeciwbakteryjnym, przeciwwirusowym oraz przeciwgrzybiczym- i to zarówno na poziomie ich wpływu na organizm zwierzęcia, jako całość, jak i na poziom ekspresji wybranych genów związanych ze zdrowotnością czy odpornością na czynniki patogenne. Zaprzęgnięcie technik chromatograficznych, nanotechnologii, biologii molekularnej umożliwiło wykorzystanie i dostosowanie wiedzy na temat fitoncydów do warunkach przemysłowej produkcji zwierzęcej. Wpływ na kondycję przewodu pokarmowego, kluczowego dla trawienia i wchłaniania substancji odżywczych, modne dziś hasło „integralności jelit” i mikrobiotę jelitową to przewaga eubiotyków. Wykorzystanie efektu synergii wybranych substancji i skompleksowanie ich z metalami (efekt oligodynamiczny) wyniosło recepturowanie produktów fitobiotycznych na nowy poziom. Deklarowana zawartość substancji czynnych to przewidywalność i możliwość precyzyjnego stosowania w zależności od potrzeb.
Choć ASW są obecnie niedostępne w żywieniu zwierząt problem stosowania pozaterapeutycznego środków przeciwdrobnoustrojowych nie został wyeliminowany, o czym mówią statystyki ich stosowania w krajach UE, w porównaniu z Polską. Obawy producentów są znane. Gdyby jednak utrzymać opłacalność produkcji zwierzęcej na tym samym poziomie, a jednocześnie zwiększyć bezpieczeństwo żywności i poprawić jej jakość? Podwyższyć poziom dobrostanu, poprawić odporność i zdrowotność zwierząt, przy tym ograniczyć emisję gazów cieplarnianych i wydłużyć przydatność do spożycia uzyskanych produktów? Czy to nie są założenia zrównoważonej produkcji zwierzęcej? Żywność tak wyprodukowana to zdrowie dla przyszłych pokoleń i ochrona zasobów. Zmiana w tym wypadku nie jest lokalna, jak to ma miejsce z rolnictwem ekologicznym lecz globalna, a jej scenariusz możliwy do zrealizowania.
Pozwolić wybrać.
Producenci i przetwórcy byli w stanie wypracować standardy produkcji żywności ekologicznej oraz wykreować odpowiednie oznakowanie umożliwiające rozróżnienie jej od produktów konwencjonalnych. Klient jest w stanie z łatwością zidentyfikować je na półce sklepowej bez studiowania etykiety. Kwestia wyróżnienia żywności zrównoważonej pozostaje w zasadzie formalnością. Niektórzy producenci rolni już dziś produkują w sposób zrównoważony choć jeszcze o tym nie wiedzą! Promocja produktów pochodzących ze zrównoważonego rolnictwa to wypadkowa ich wysokiej jakości, pro-środowiskowego podejścia do ich wytwarzania oraz ceny. W przypadku tej grupy żywności wszystkie kryteria mogą z łatwością zostać spełnione. Ponadto klient wg. badań rynkowych gotowy jest zapłacić wyższą cenę za tego typu produkty. Inaczej niż w przypadku żywności ekologicznej, która zyskała 0,3% udział w rynku spożywczym, nieporównywalnie niski ze średnią unijną (4% wartości rynku żywności), żywność zrównoważona może w niedługim czasie osiągnąć wartość kilkudziesięciu mld złotych. To stanowić może, wedle różnych obliczeń, nawet 40% udziału w rynku. Dziś już obserwujemy wzrastający popyt na żywność oferowaną lokalnie, bezpośrednio od producenta, często kupowaną przez Internet. Detaliczne, bezpośrednie zakupy internetowe oraz zakupy hurtowe mogą być nie tylko atrakcyjne dla konsumenta, ale mogą także stanowić przewagę konkurencyjną. W niektórych restauracjach fast food już można przeczytać informację o producencie mięsa dostarczającego surowca do sprzedawanych kanapek. Bezpośrednio -oznacza krótszy łańcuch dostaw, mniej dwutlenku węgla wynikającego z transportu, ale także mniej konserwantów.
Jedno zdrowie = jedna Planeta.
Dziś świat wymaga daleko idących zmian, nie deklaracji. Krzyczą o tym lekarze medycyny, klimatolodzy, obrońcy praw zwierząt.. ta lista jest długa. Mimo to, każda z grup patrzy niemal wyłącznie przez pryzmat potrzeb ją definiujących. „Moja racja jest najmojsza!”. Nie chcemy wyjść ze strefy komfortu, co jest kluczowe w przypadku radykalnych zmian. Tymczasem potrzebne jest holistyczne podejście do tematu. To, co jest niezrównoważone musi odejść do lamusa dla dobra nas wszystkich. Filozofię „zawsze więcej i więcej”, zastąpi „zawsze wystarczająco”. Lepiej już dziś wdrożyć ją w życie, niż jutro zostać do tego zmuszonym. Lekarz weterynarii kształtujący klimat? Lekarz pierwszego kontaktu wpływający na dobrostan zwierząt? Producent wieprzowiny ograniczający przypadki sepsy w szpitalach? Weganin zmniejszający emisję CO2? Firma produkująca mieszanki paszowe uzupełniające dla zwierząt chroniąca skuteczność terapeutyczną antybiotyków? Właśnie tak!
Piśmiennictwo dostępne u autorki.